dom-budowanie.pl

Czym ocieplano i izolowano domy w latach 80?

Redakcja 2025-04-23 01:21 | 12:95 min czytania | Odsłon: 25 | Udostępnij:

Zima w Polsce to nie przelewki – potrafi wycisnąć siódme poty z domowego budżetu i komfortu cieplnego. Nic więc dziwnego, że walka o ciepło w czterech kątach zawsze była priorytetem. Zanurzmy się w przeszłość i zobaczmy, Czym ocieplano domy w latach 80, kiedy energooszczędność dopiero raczkowała. Okazuje się, że królami izolacji w tamtej dekadzie były głównie styropian i wełna mineralna.

Czym ocieplano domy w latach 80

Przed nadejściem ery nowoczesnych materiałów, budownictwo opierało się na tym, co było pod ręką. Stare, często zapomniane metody, bazujące na lokalnych zasobach, miały na celu choć częściowe zabezpieczenie przed chłodem i wilgocią.

Przez wieki zdawano sobie sprawę z problemów związanych z wilgocią, która podmywała fundamenty i niszczyła mury. Podobnie zimne powiewy wiatru potrafiły znacznie obniżyć komfort życia. Archaiczne metody, choć niewystarczające w kontekście współczesnych norm, stanowiły jedyne dostępne rozwiązanie w tamtych czasach, wymuszając adaptację mieszkańców do surowych warunków klimatycznych.

Podejście do izolacji na przestrzeni dziejów z pewnością przeszło długą drogę, ewoluując od umiejętnie wykorzystywanych naturalnych materiałów po coraz większą inżynieryjną precyzję w zakresie izolacji. Co kiedyś było nie do pomyślenia, dziś staje się standardem. Jako społeczeństwo, jesteśmy w stanie bardziej świadomie podchodzić do efektywności energetycznej i wyboru odpowiednich rozwiązań.

Transformacja ta nie dokonała się z dnia na dzień. W historii ocieplania domów na poważnie zaczęto myśleć o tym dopiero po II wojnie światowej, choć początkowo skupiano się bardziej na dostępie do paliwa niż na samej izolacji. Jednak z upływem lat, rosnąca świadomość ekologiczna i potrzeba oszczędzania energii skłoniły do poszukiwania i wprowadzania nowych, efektywniejszych rozwiązań.

Spójrzmy, jak kształtował się rynek i jakie materiały dominowały w tamtych czasach, zanim na dobre zagościły w polskich domach powszechnie dziś znane technologie.

Materiał Dominująca forma (lata 80.) Orientacyjna Lambda (W/mK, typowa dla materiałów z lat 80.) Typowe zastosowanie (lata 80.) Często spotykana grubość (cm, lata 80.) Uwagi o jakości (lata 80.)
Styropian (EPS) Płyty 0.045 - 0.050 Ściany zewnętrzne, podłogi na gruncie 5 - 10 Zmienna jakość, często brak atestów, podatność na UV i uszkodzenia mechaniczne.
Wełna Mineralna (MW) Maty, Płyty (rzadziej), czasem granulat 0.040 - 0.045 Dachy skośne (między krokwiami), stropy, ściany wewnętrzne 10 - 15 Dobra ognioodporność i paroprzepuszczalność, problematyczna w kontakcie z wilgocią bez odpowiednich folii (często brakujących lub słabych).
Archaiczne Metody (np. słoma, glina) Luźne wypełnienie, mieszanina > 0.15 - > 0.20 (bardzo wysoka) Ściany szkieletowe, stropy (jako zaprawa/wypełnienie) Zależna od konstrukcji, np. 20-30cm ściany Niska efektywność, duża podatność na wilgoć i szkodniki.

Ta uproszczona tabela ukazuje pewien technologiczny rozkrok, jaki charakteryzował budownictwo w latach 80. Z jednej strony wciąż pamiętano o tradycyjnych rozwiązaniach, bazujących na tym, co "w ziemi piszczy", z drugiej - pojawiły się "nowinki" w postaci przemysłowo produkowanych materiałów izolacyjnych. Ich parametry odbiegały od dzisiejszych standardów, a dostępność bywała nierówna, co miało bezpośrednie przełożenie na rzeczywistą izolacyjność przegród budowlanych.

Warto zauważyć, że wprowadzenie styropianu i wełny mineralnej było wówczas rewolucją. Nagle stało się możliwe osiągnięcie znacznie lepszej izolacji cieplnej przy relatywnie mniejszej grubości przegrody w porównaniu do metod historycznych. Choć skuteczność termoizolacyjna z lat 80 dziś budzi uśmiech politowania wśród specjalistów, dla ówczesnych inwestorów i budowlańców była to znacząca zmiana paradygmatu w walce z uciekającym ciepłem.

Przejście od "czucia" i intuicji, wzmacnianych historycznym doświadczeniem, do bardziej naukowego podejścia, bazującego na współczynnikach przewodzenia ciepła i obliczeniach grubości warstw, było procesem fascynującym, choć często pełnym pułapek wynikających z braku wiedzy i dostępnych technologii. Patrząc wstecz, widać wyraźnie, jak kluczowe było pojawienie się tych dwóch materiałów na rynku budowlanym i jak wpłynęło to na dalszy rozwój technik ociepleniowych.

Żeby zobrazować różnicę między izolacją stosowaną dawniej a nowoczesnymi standardami, warto spojrzeć na przykładowe orientacyjne wartości oporu cieplnego (R), które są miarą zdolności materiału do hamowania przepływu ciepła. Wyższa wartość R oznacza lepszą izolację. Poniższy wykres przedstawia porównanie typowych rozwiązań z lat 80. i dzisiejszych.

Jak widać na powyższym wykresie, wartości R dla izolacji stosowanej w latach 80., nawet tych "nowoczesnych" jak styropian czy wełna mineralna, są znacznie niższe niż dla współczesnych rozwiązań. Oznacza to, że ocieplenie domu w latach 80 było znacznie mniej efektywne, co przekładało się bezpośrednio na większe straty ciepła i wyższe rachunki za ogrzewanie. Ta dysproporcja jasno wskazuje na przepaść technologiczną i normatywną między tamtą epoką a dzisiejszym budownictwem.

Styropian i wełna mineralna w izolacji budynków tamtej dekady

W latach 80. ubiegłego wieku rynek materiałów izolacyjnych w Polsce był sceną swoistej rewolucji, choć z dzisiejszej perspektywy wyglądała ona skromnie. Dwa materiały wysunęły się na pierwszy plan, odchodząc od historycznych rozwiązań opartych na glinie czy słomie: styropian i wełna mineralna.

Styropian EPS tamtych lat, czyli polistyren ekspandowany, był materiałem relatywnie nowym i kuszącym prostotą oraz niską wagą. Produkcja płyt izolacyjnych w blokach była technologicznie osiągalna, co stopniowo wpływało na ich dostępność, choć do powszechności znanej z lat 90. jeszcze daleko. Standardowe płyty miały najczęściej wymiary 50x100 cm i charakteryzowały się zauważalnie większym współczynnikiem lambda (ok. 0.045-0.050 W/mK) niż dzisiejsze produkty premium (lambda < 0.031 W/mK).

Grubości stosowane w izolacji ścian zewnętrznych rzadko przekraczały 5-8 cm. Inwestorzy i projektanci, ograniczeni kosztami i ówczesnymi normami, nie widzieli potrzeby stosowania grubszych warstw. Pamiętajmy, że cel był inny – nie "pasywność energetyczna", lecz minimalne zmniejszenie strat ciepła przy relatywnie tanim i łatwym montażu. Styropianem ocieplano głównie ściany zewnętrzne budynków mieszkalnych, choć metody montażu dalekie były od dzisiejszych standardów.

Drugim graczem na rynku izolacji w latach 80. była wełna mineralna w roli izolacji dachów i stropów. Była postrzegana jako materiał o nieco wyższej klasie, ceniona przede wszystkim za niepalność i dobre właściwości akustyczne. Produkowano ją najczęściej w formie mat lub rolek o szerokościach dopasowanych do standardowych rozstawów krokwi dachowych (np. 60 cm) lub belek stropowych. Maty te miały zwykle grubość 10-15 cm.

Wełna mineralna z tamtych lat, podobnie jak styropian, charakteryzowała się nieco gorszymi parametrami izolacyjnymi (lambda ok. 0.040-0.045 W/mK) niż dzisiejsze odpowiedniki. Kluczowym wyzwaniem, którego często nie rozwiązywano prawidłowo, było zabezpieczenie jej przed wilgocią z wnętrza (paroizolacja) i z zewnątrz (membrana dachowa). Brak skutecznej wentylacji połaci dachu często prowadził do zawilgocenia wełny, co dramatycznie obniżało jej właściwości izolacyjne i skracało żywotność.

Zastosowanie wełny mineralnej koncentrowało się głównie na ocieplaniu dachów skośnych, co było naturalnym krokiem w miarę adaptacji poddaszy na cele mieszkalne. Kładziono ją również w stropach międzykondygnacyjnych, aby poprawić izolację akustyczną, oraz w stropodachach wentylowanych, choć tam narażona była na wywiewanie przez wiatr i zawilgocenie.

Wybór między styropianem a wełną często podyktowany był nie tylko ceną czy dostępnością, ale także percepcją tych materiałów. Styropian był szybszy w montażu na ścianach, wełna dawała poczucie większego bezpieczeństwa pożarowego i lepszej izolacji akustycznej w dachu. Było to nic innego jak dylemat, z którym zmagali się ówcześni inwestorzy, balansując między ograniczonymi możliwościami a chęcią poprawy komfortu cieplnego.

Materiałom tym towarzyszyły inne, mniej popularne lub stosowane w specyficznych miejscach, jak np. sztywna pianka poliuretanowa (rzadkość i luksus), która już wtedy oferowała lepsze parametry izolacyjne, ale jej cena była zaporowa dla większości. Powszechne było także użycie żużla wielkopiecowego jako luźnego wypełnienia w stropach piwnic czy fundamentach, choć jego wartość izolacyjna była minimalna.

Jednym z symptomatycznych zjawisk tamtej dekady był też recykling, często przymusowy, materiałów. Zdarzało się wykorzystywanie płyt pilśniowych czy nawet papy jako dodatkowych warstw izolacyjnych, co dzisiaj brzmi jak budowlany koszmar. Pokazuje to, że determinacja w ocieplaniu była duża, ale metody często wymuszały improwizację.

Mówiąc o tych materiałach, musimy patrzeć na nie przez pryzmat technologii i realiów lat 80. Ich parametry, forma i metody produkcji były odbiciem ówczesnych możliwości przemysłu. To nie były te same materiały, które znamy dzisiaj. Ewoluowały znacząco, stając się bardziej wydajne i bezpieczne, ale ich pierwsi "reprezentanci" w Polsce położyli podwaliny pod współczesne standardy izolacji.

Patrząc na to, czym dysponowano, łatwo zrozumieć, dlaczego standardy termoizolacyjne były tak niskie w porównaniu do obecnych wymogów. Nawet optymalnie zamontowana warstwa 8 cm styropianu o lambda 0.045 na ścianie z pustaka żużlobetonowego (częsty widok wtedy) dawała U-value rzędu 0.5-0.6 W/m²K. Dla porównania, dzisiejsza norma dla ścian to poniżej 0.20 W/m²K, co wymaga 15-20 cm nowoczesnego materiału.

Inwestycja w izolację była wtedy postrzegana bardziej jako komfort niż konieczność czy ekonomiczna kalkulacja opłacalności. Rachunki za węgiel czy koks, choć stanowiły obciążenie, nie osiągały poziomu, który wymuszałby radykalne kroki. To podejście zaczęło się zmieniać dopiero pod koniec dekady i na początku lat 90.

W kontekście styropianu warto wspomnieć o wczesnych próbach tworzenia tzw. metody lekkiej mokrej, czyli tego, co dziś znamy jako ETICS. W latach 80. był to dopiero początek. Kleje do styropianu były proste, często oparte na zaprawach cementowych z minimalnymi dodatkami. Brakowało zbrojenia siatką w narożnikach otworów, siatka elewacyjna bywała słabej jakości, a tynki cienkowarstwowe były nowinką, często zastępowaną grubszymi tynkami tradycyjnymi.

Z kolei wełna mineralna, szczególnie w dachach, wymagała już wtedy zastosowania barier paroszczelnych od strony wewnętrznej. Dostępne na rynku folie były często słabej jakości, łatwo ulegały uszkodzeniom i nie tworzyły szczelnej przegrody. W efekcie para wodna z wnętrza budynku dostawała się do warstwy wełny, kondensowała tam, a zawilgocona wełna traciła swoje właściwości izolacyjne. To był powszechny problem budynków ocieplanych wełną w tamtym okresie.

Reasumując, styropian i wełna mineralna były materiałami, które zdominowały izolowanie domów w PRL-u. Reprezentowały skok technologiczny w porównaniu do metod tradycyjnych, ale ich jakość, dostępne grubości i techniki montażu sprawiały, że dzisiejsze standardy energooszczędności były wówczas nieosiągalne. Stanowiły jednak ważny etap w historii polskiego budownictwa i przygotowały grunt pod dalszy rozwój technik ociepleniowych w kolejnej dekadzie.

Techniki i metody aplikacji izolacji w latach 80

Opowieść o tym, jak kładziono ocieplenie w latach 80, to historia, która dla dzisiejszego fachowca może brzmieć jak anegdota z czasów prehistorycznych, choć dla wielu naszych rodziców czy dziadków to codzienna rzeczywistość. Przejście od archaicznych technik, gdzie kluczową rolę odgrywała glina czy słoma, do "nowoczesnych" metod z użyciem styropianu i wełny, było jak podróż w czasie, choć nie zawsze oznaczało to podróż pierwszą klasą.

Wcześniej, jak wspomniała nasza analiza, budowniczy polegali na intuicji i lokalnych zasobach. Wykorzystanie dachówek do ochrony murów przed wilgocią, czy tworzenie "ciepłych stropów" i zabezpieczanie ścian narażonych na wiatr warstwą eternitu (materiał kontrowersyjny dziś, ale wówczas uznawany za solidny) – to były metody wynikające z doświadczenia, nie z precyzyjnych obliczeń. Często było to jedynie tworzenie warstwy ochronnej, a nie właściwej termoizolacji w dzisiejszym rozumieniu.

Gdy na scenę wkroczyły styropian i wełna mineralna, metody aplikacji zaczęły ewoluować, ale nie od razu osiągnęły poziom zaawansowania znany dziś. W przypadku styropianu na ścianach, mówimy o technikach aplikacji płyt styropianowych, które były wtedy w powijakach. System ociepleń zewnętrznych, znany dziś jako ETICS (External Thermal Insulation Composite System) lub w Polsce popularnie jako "metoda lekka mokra", dopiero się kształtował.

Podstawowa metoda polegała na przyklejaniu płyt styropianowych do powierzchni ściany, najczęściej ceglanej lub wykonanej z pustaków. Klej, jak już wspominaliśmy, był często prostą zaprawą cementową. Co symptomatyczne dla tamtych czasów, często stosowano tzw. metodę "na placki" lub "na grzebień z rzadka", co oznaczało nanoszenie kleju tylko w kilku punktach lub wąskich pasach na obrzeżach płyty. Efekt? Puste przestrzenie za styropianem, które tworzyły konwekcję (ruch powietrza) i mostki termiczne na spoinach, drastycznie obniżając efektywność izolacji.

Mechaniczne mocowanie płyt również było inne. W użyciu były często proste gwoździe stalowe z podkładkami lub prymitywne kołki rozporowe, często bez metalowego trzpienia czy z plastykowym trzpieniem niskiej jakości. Wbijano je w płytę styropianową i mur. Liczba kołków na metr kwadratowy bywała zróżnicowana i często niższa niż wymagana dzisiaj, co wpływało na trwałość ocieplenia, narażając je na odspojenie, szczególnie w wyniku działania wiatru czy zmian temperatury.

Brakowało lub powszechnie pomijano kluczowe elementy dzisiejszych systemów ociepleń, takie jak listy startowe, profile narożnikowe ze zbrojeniem, czy właściwe zbrojenie siatką całych powierzchni. Siatkę elewacyjną (jeśli w ogóle stosowano) zatapiano często w zbyt cienkiej warstwie kleju, przez co szybko ulegała uszkodzeniom. Cienkowarstwowe tynki akrylowe czy mineralne były luksusem lub niedostępną nowością; elewacje ocieplane styropianem wykańczano nierzadko grubszymi tynkami tradycyjnymi.

Innym obszarem, gdzie aplikowano izolację, były dachy. Układanie wełny mineralnej między krokwiami stało się standardem w nowych konstrukcjach i podczas remontów. Metoda była prosta – maty wełny przycinano z naddatkiem i wciskany między elementy konstrukcyjne dachu. Tutaj również brakowało systemowego podejścia. Kluczowa warstwa paroizolacji, która chroni wełnę przed wilgocią z pomieszczeń, była często wykonywana z przypadkowych materiałów lub w ogóle pomijana.

Folie budowlane, jeśli były dostępne, charakteryzowały się niską jakością i trwałością. Szczelne połączenie folii paroizolacyjnej z innymi przegrodami czy instalacjami było rzadkością. W efekcie ciepłe, wilgotne powietrze przenikało do warstwy wełny, co skutkowało kondensacją, zawilgoceniem materiału i znacznym pogorszeniem jego właściwości izolacyjnych. Z kolei od strony zewnętrznej, w przestrzeni wentylowanej dachu, wełna mogła być narażona na przewiewanie przez wiatr, co również redukowało jej efektywność.

Na podłogach na gruncie stosowano płyty styropianowe. Kładziono je bezpośrednio na przygotowanym podłożu (zwykle podsypka piaskowa lub beton). Tutaj również często pomijano lub bagatelizowano konieczność zastosowania odpowiedniej izolacji przeciwwilgociowej i paroizolacyjnej pod i nad styropianem. Konsekwencje były łatwe do przewidzenia – zawilgocenie warstwy izolacyjnej, a w skrajnych przypadkach pojawienie się pleśni i grzybów.

Aplikacja izolacji w latach 80. odbywała się często w warunkach braku dostępu do specjalistycznych narzędzi i maszyn, które są standardem dziś. Zaprawy mieszano ręcznie, docinanie styropianu bywało improwizowane, a montaż wełny, choć prosty w założeniu, często wykonywano niestarannie, pozostawiając szczeliny i mostki termiczne wzdłuż krokwi.

Co więcej, poziom wyszkolenia ekip budowlanych w zakresie nowoczesnych (jak na tamte czasy) technik izolacyjnych był bardzo zróżnicowany. Informacje rozprzestrzeniały się wolniej, standardy wykonawstwa nie były ściśle egzekwowane. Prowadziło to do sytuacji, gdzie nawet stosując materiały o relatywnie dobrych parametrach, efekt końcowy był często daleki od optymalnego. Można powiedzieć, że „każdy Słowianin to budowlaniec”, co w praktyce oznaczało mnóstwo samodzielnych, chałupniczych realizacji, często z dramatycznymi skutkami.

Jednym z przykładów trudności był też dostęp do odpowiednich tynków elewacyjnych czy farb. Materiały te bywały niskiej jakości, podatne na zabrudzenia czy rozwój mikroorganizmów, co przyspieszało degradację warstwy zewnętrznej ocieplenia i negatywnie wpływało na estetykę budynków.

Patrząc na metody ocieplania ścian i dachów w PRL, widać wyraźnie, że kluczowym czynnikiem limitującym był nie tylko sam materiał, ale przede wszystkim system, w którym był stosowany – a ten system w latach 80. praktycznie nie istniał w dzisiejszym rozumieniu. Były to raczej zbiory luźnych praktyk, często improwizowanych, zależnych od dostępności materiałów i wiedzy wykonawcy. Tego typu niedociągnięcia były wtedy na porządku dziennym.

Podsumowując techniki tamtych lat, było to bez wątpienia okres przejściowy. Porzucono najbardziej archaiczne rozwiązania, przyjmując materiały przemysłowe. Jednak brak kompleksowych systemów, odpowiednich akcesoriów, wiedzy technicznej oraz narzędzi sprawiał, że nawet używając styropianu czy wełny, trudno było mówić o profesjonalnej, trwałej i naprawdę skutecznej izolacji termicznej. Skutki tych niedociągnięć widoczne są w budynkach z tamtych lat do dzisiaj.

Skuteczność i trwałość izolacji z lat 80 - czy nadal spełnia normy?

Gdy patrzymy dziś na domy budowane lub ocieplane w latach 80., nasuwa się kluczowe pytanie: czy izolacja wykonana tamtymi metodami i materiałami nadal spełnia swoje zadanie, a co ważniejsze, czy sprosta wymogom współczesnych przepisów budowlanych? Odpowiedź jest prosta, wręcz brutalna dla portfeli właścicieli: izolacja z lat 80. z reguły jest niewystarczająca w świetle dzisiejszych wymagań i często przestała być skuteczna w ogóle.

Po pierwsze, wróćmy do parametrów. Typowe grubości izolacji z lat 80. – 5-10 cm styropianu na ścianie czy 10-15 cm wełny w dachu – w porównaniu do obecnych standardów (często 15-20 cm styropianu o lepszej lambdzie, 25-30 cm wełny) są symboliczne. Obliczenia jasno pokazują, że nawet idealnie zamontowana izolacja z tamtego okresu generuje U-value (współczynnik przenikania ciepła) kilkukrotnie wyższe niż dopuszczają to obowiązujące przepisy. Przykładowo, dla ściany, dzisiejsza norma może wymagać U ≤ 0.20 W/m²K, podczas gdy ściana z 8 cm styropianu z lat 80. łatwo osiągała U ≥ 0.50 W/m²K. To tak, jakby postawić namiot zamiast domu i oczekiwać komfortu cieplnego.

Po drugie, trwałość. Materiały izolacyjne mają swoją żywotność, a jakość produktów z lat 80. była zmienna. Styropian EPS, jeśli był wystawiony na działanie promieni UV (np. przed nałożeniem tynku), szybko ulegał zżółknięciu i degradacji powierzchniowej. Nawet po przykryciu tynkiem, z czasem mógł stać się kruchy i podatny na uszkodzenia mechaniczne czy ataki szkodników (myszy, owady lubiące kopać tunele). Wiele systemów ocieplenia z tamtych lat cierpiało na problemy z klejem (odspojenia) i mocowaniem mechanicznym, co prowadziło do klawiszowania płyt i pęknięć.

Wełna mineralna z tamtych lat, jeśli została zawilgocona (co, jak już mówiliśmy, było nagminne z powodu braków w paroizolacji), nie tylko traciła swoje właściwości izolacyjne, ale mogła stać się siedliskiem pleśni i grzybów. Dodatkowo, pod wpływem grawitacji i wibracji (np. z wiatru czy ruchu ulicznego), luźno ułożona wełna w przegrodach pionowych czy skosach dachów mogła osiadać, tworząc nieocieplone przestrzenie na górze warstwy. Wilgotna wełna staje się cięższa, co potęguje problem osiadania.

Istotny wpływ na realną skuteczność termoizolacji mają też mostki termiczne. W latach 80., z powodu braku systemowych rozwiązań, mostki termiczne były na porządku dziennym. Mocowania mechaniczne przebijające izolację, brak ciągłości izolacji na stykach przegród (np. ściana-dach, ściana-fundament), niedociągnięcia wokół okien i drzwi – to wszystko były miejsca, gdzie ciepło uciekało bez przeszkód, a niska grubość izolacji głównej warstwy w żaden sposób tego nie kompensowała. Co z tego, że w 80% ściany masz 8 cm styropianu, jeśli pozostałe 20% to zimne pasy betonu czy muru?

Trwałość ocieplenia z tamtej dekady jest zróżnicowana, ale w wielu przypadkach daleka od zadowalającej. Widok spękanych, zabrudzonych elewacji, odpadających fragmentów tynku czy styropianu nie jest niestety rzadkością. To wizualne świadectwo niskiej jakości materiałów i metod aplikacji. Głębiej, problemy mogą dotyczyć degradacji samej warstwy izolacyjnej, zawilgocenia konstrukcji czy rozwoju mikroflory.

Analizując normy termoizolacyjne z epoki PRL, jeśli w ogóle istniały konkretne, mierzalne wymagania dotyczące współczynnika U, były one na diametralnie innym poziomie niż obecnie. Priorytety były inne – szybie budowanie i dostęp do energii były ważniejsze niż jej efektywne wykorzystanie. Dlatego dzisiejsze pytanie, czy izolacja z lat 80. "spełnia normy", jest retoryczne. Nie spełnia ich ani pod względem grubości/parametru materiału, ani często pod względem stanu technicznego.

Konsekwencją niskiej skuteczności i problemów z trwałością jest katastrofalna wręcz pasywność energetyczna budynków z lat 80. Rachunki za ogrzewanie są proporcjonalnie wysokie, komfort cieplny niski (przeciągi, zimne ściany), a ryzyko zawilgocenia i zagrzybienia konstrukcji zwiększone. Budynki te są "energetycznymi wampirami", pożerającymi znacznie więcej paliwa na metr kwadratowy niż ich współczesne, dobrze zaizolowane odpowiedniki.

Wielu właścicieli takich domów staje dziś przed koniecznością gruntownego termomodernizacji, która często oznacza zerwanie starego ocieplenia (jeśli było), naprawę podłoża i wykonanie nowej izolacji zgodnie z obecnymi standardami. To kosztowny proces, ale często jedyny sposób, aby radykalnie obniżyć koszty eksploatacji, poprawić komfort i zwiększyć wartość nieruchomości.

Podsumowując, izolacja domów w latach 80., choć stanowiła postęp w stosunku do wcześniejszych metod, charakteryzowała się zbyt niskimi parametrami, niewielką grubością, a często była źle wykonana. Materiały miały ograniczoną trwałość w porównaniu do dzisiejszych standardów. W rezultacie, takie ocieplenie nie spełnia obowiązujących norm i wymaga kompleksowej modernizacji, aby budynek stał się energooszczędny i komfortowy.